CUDA 12/ NIEWIDOMI I GŁUCHONIEMI

116. W klasztorze braci w Neapolu znajdował się pewien brat, imieniem Robert, niewidomy od wielu lat. Na oczach urosła mu narośl, która przeszkadzała ruchowi i działaniu powiek. Kiedy więc bracia postronni, udający się w różne strony świata, zgromadzili się tam, święty ojciec Franciszek, zwierciadło i wzór posłuszeństwa, umocnił ich na drogę poprzez nowy cud. W ich obecności uzdrowił wspomnianego brata, w taki oto sposób.
Jednej nocy brat Roger leżał śmiertelnie chory. Już polecono jego duszę Bogu. Aż tu staje przed nim święty ojciec, razem z trzema braćmi, doskonałymi we wszelkiej świętości, mianowicie ze świętym Antonim, z bratem Augustynem i z bratem Jakubem z Asyżu. Jak za życia doskonale go naśladowali, tak i po śmierci chętnie mu towarzyszyli.
Święty Franciszek wziął nożyk, odciął narośl, przywrócił mu pierwotny wzrok, wyprowadził z paszczy śmierci, i rzekł mu: „Synu, Robercie, łaska, jaką ci zrobiłem, jest znakiem dla braci, udających się do dalekich narodów, iż ja pójdę przed nimi i będę kierował ich krokami.” Mówił dalej: „Niech idą radośnie i niech ochotnym sercem spełnią nałożone sobie posłuszeństwo! Niech się cieszą synowie posłuszeństwa, szczególnie ci, co porzucając własną ziemię, zapominają o ziemskiej ojczyźnie, gdyż będą mieć przemyślnego wodza i troskliwego przewodnika!”

117. W Zancato, które jest grodem koło Anagni, pewien rycerz, imieniem Gerardo, całkowicie stracił władzę widzenia. Zdarzyło się, że dwaj Bracia Mniejsi, powracający z zagranicy, zaszli do jego domu, celem przenocowania. Cała rodzina przyjęła ich ze czcią. Bracia, ugoszczeni z całą uprzejmością, nie dostrzegli wcale ślepoty gospodarza. Potem odeszli do miejsca pobytu braci, odległego o sześć mil, gdzie przebywali przez osiem dni.
Jednemu z tych braci, w nocy, we śnie, ukazał się święty Franciszek, mówiąc: „Wstań, pośpiesz razem z socjuszem do domu waszego gospodarza, który mnie uczcił w was, i ze względu na mnie udzielił wam tylu dowodów życzliwości! Złóżcie podziękowanie za miłe przyjęcie i oddajcie uszanowanie temu, który was uszanował! Jest bowiem ślepy i nie widzi, a zasłużyły na to jego grzechy, z których jeszcze się nie wyspowiadał. Czekają go ciemności śmierci wiecznej i gotują się bezkresne męki. Z nimi bowiem wiążą go przestępstwa, z których jeszcze się nie wyzwolił.”
Po zniknięciu ojca, syn wstał przerażony i razem z socjuszem pośpiesznie wypełniają polecenie. Obydwaj bracia razem wracają do gospodarza, a ten, który miał widzenie, opowiada wszystko po porządku.
Mężczyzna zdumiewa się niemało, potwierdzając, że wszystko, co słyszy, jest prawdziwe. Skrusza się do łez, chętnie się spowiada, przyrzeka poprawę. Po całkowitym odnowieniu wewnętrznego człowieka, natychmiast odzyskuje zewnętrzne światło oczu. Wielkość tego cudu, rozgłoszona dookoła, zachęciła wszystkich słuchaczy do pielęgnowania gościnności.

128. Ludzie dziwili się, że pewien sędzia, imieniem Aleksander, który uwłaczał cudom świętego Franciszka, został pozbawiony mowy więcej niż przez sześć lat. Otóż, cierpiąc na to, czym zgrzeszył, zdobył się wreszcie na głęboki żal, bolał nad tym, iż szczekał przeciw cudom Świętego. Przeto Święty nie trwał dalej w gniewie, ale przywrócił mu mowę i przyjął go do łaski, skoro pokutował i pokornie go wzywał.
Odtąd sędzia uświęcał bluźnierczy przedtem język wielbieniem świętego ojca i na skutek bicza kary zrobił się o wiele pokorniejszy, niż przedtem.

129. Ponieważ uczyniliśmy wzmiankę o bluźnierstwie, nasuwa się coś, co warto opowiedzieć. Pewien rycerz, imieniem Gineldo, z Borgo San Sepolcro, w prowincji Massa Trabaria, bezwstydnie ubliżał dziełom i znakom cudownym świętego Franciszka. Bardzo ubliżał pielgrzymom, przychodzącym uczcić jego pamięć, i przeciw braciom wygadywał publiczne głupoty.
Kiedy pewnego dnia grał w kości, pełen szaleństwa i niedowiarstwa, powiedział do obecnych: „Jeśli Franciszek jest święty, to niech wy-i padnie osiemnaście oczek w kostkach!.” Zaraz pokazało się w kostkach trzy razy po sześć i aż do dziewięciu razy za każdym swym rzutem uzyskiwał trzy razy po sześć. Ale to nie wystarczyło szalonemu. Dodał grzech do grzechu i dołożył bluźnierstwo do bluźnierstwa. Powiedział: „Jeśli jest prawdą, że ten Franciszek jest święty, to niech dzisiaj moje ciało padnie od miecza, a jeśli nie jest święty, to niech wyjdę cało!.” Sąd Boży nie zwlekał, jako że jego mowa stała się grzechem, skazującym na sąd Boski! Po skończeniu gry ubliżył swojemu bratankowi, a ten chwycił miecz i utopił go w wnętrznościach stryja. Tego dnia zmarł ów przeklętnik, stawszy się pastwa piekła i synem ciemności.
Niech się boja bluźniercy i niech nie sądzą, że słowa idą na wiatr, i że nie ma mściciela krzywd, wyrządzonych świętym.

145. W mieście Nicosia pewien kapłan wstał na modlitwę poranną, według zwyczaju. Poproszony przez lektora o zwykłe błogosławieństwo zgrzytnął zębami i odpowiedział nie wiem jakim barbaryzmem. Jako obłąkanego zawleczono go do domu. Na cały miesiąc zupełnie stracił mowę. Kiedy za czyjąś rada poświęcił się mężowi Bożemu, odzyskał zdolność mówienia i został uwolniony od obłędu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz