Okres dwudziestu lat od jego nawrócenia już się wypełnił, jak to z woli. Bożej zostało mu objawione. Bo kiedy pewnego czasu sam święty ojciec i brat Eliasz zatrzymali się w Foligno, jednej nocy, gdy spali, stanął przy bracie Eliaszu jakiś kapłan, biało ubrany, w poważnym i podeszłym wieku, o czcigodnym wyglądzie, mówiąc: "Wstań, bracie, i powiedz bratu Franciszkowi, że upłynęło już osiemnaście lat, jak opuściwszy świat, należy, do Chrystusa; a jeszcze tylko dwa lata pozostanie przy życiu, a potem na wezwanie Pana wejdzie na drogę wszelkiego śmiertelnego ciała."
I tak się stało, że to słowo Boże, które już na długo przedtem zapowiedziało mu przyszłość, miało się spełnić w ustalonym terminie. Kiedy więc od kilku dni przebywał w miejscu tak bardzo przez siebie upragnionym i poznał, że nadchodzi czas bliskiej śmierci, przywołał do siebie dwu braci a swych szczególnych synów, i kazał im donośnym głosem, w radości ducha, śpiewać chwalby Pańskie o rychłej śmierci i o życiu wiecznym, tak bliskim. On zaś, o ile zdołał, intonował ów psalm Dawidowy: „Głośno wołam do Pana, głośno błagam Pana" (Ps 141, 2).
A pewien brat spośród obecnych, którego święty kochał wielką miłością, będąc wielce zatroskany o wszystkich braci, kiedy patrzył, jak zbliża się zejście Świętego, powiedział doń: "Ach, dobrotliwy ojcze, już bez ojca pozostaną synowie, i utracą prawdziwe światło oczu! Pamiętaj przeto o sierotach, których opuszczasz, i odpuściwszy im wszystkie winy, swoim błogosławieństwem pociesz tak obecnych, jak i nieobecnych."
A Święty rzecze do niego: "Synu, oto Bóg mię woła! Wszystkim moim braciom, tak nieobecnym, jak obecnym, odpuszczam wszystkie uchybienia i winy, i jak mogę, tak ich rozgrzeszam, a ty, obwieszczając im to, z mojej strony wszystkich pobłogosław."
110. Wreszcie kazał przynieść księgę Ewangelii i polecił, by mu czytano Ewangelię według Jana, od miejsca, które zaczyna się: "Było to przed świętem Paschy. Jezus, wiedząc, że nadeszła Jego godzina przejścia z tego świata do Ojca" (J 13,1). Tę właśnie Ewangelię minister miał zamiar mu czytać, jeszcze zanim go o to poprosił. Od razu na niej otworzył księgę, gdyż winien był czytać tę Ewangelię, która stanowiła całą i pełną Bibliotekę (tzn. Biblię). Potem Franciszek kazał się położyć na włosiennicy i posypać popiołem, ponieważ wnet miał stać się ziemią i prochem.
Zebrało się wielu braci, których on był ojcem i wodzem, i podczas gdy wszyscy stali ze czcią i patrzyli na to błogosławione zejście i szczęsne dokonanie życia, jego najświętsza dusza uwolniła się z ciała, została wchłonięta w bezmiar światłości, a ciało umarło w Panu.
Jeden z braci i jego uczniów, sławy niemałej, którego imię sądzę, teraz należy zamilczeć, ponieważ dopóki żyje w ciele nie chce być publicznie chwalony, widział duszę najświętszego ojca, jak prostą drogą wzniosła się do nieba ponad wszelkie wody. Była jak gwiazda, mająca wielkość jakby księżyca, jasność zaś podobną słońcu, unoszona na białym obłoku.
111. Należy przeto tak o nim wołać: O, jak chwalebny jest ten Święty, którego duszę widział uczeń, jak wstępowała do nieba piękna jak księżyc, wybrana jak słońce, co unosząc się na obłoku lśni się pełna chwały! O, zaprawdę lampo świata jaśniej od słońca świecisz w Kościele Chrystusa! Oto już zabrałeś promienie swego światła i wstąpiwszy do owej świetlistej ojczyzny, zamieniłeś pobyt wśród nas nędznych na przebywanie z aniołami i świętymi! O, chwalebna dobroci, godna znamienitej sławy, nie zrzucaj z siebie troski o swoich synów, chociaż już zrzuciłeś ciało! Wiesz, zaprawdę wiesz, w jak wielkim zostawiłeś ich niebezpieczeństwie; ich, których niezliczone trudy i częstotliwe uciski sama twoja szczęsna obecność każdej godziny miłosiernie łagodziła. O, prawdziwie miłosierny ojcze, który zawsze byłeś gotów litować się nad grzesznymi synami i łaskawie ich szczędzić! Błogosławimy więc tobie, dostojny ojcze, jak ci pobłogosławił Najwyższy, który zawsze jest Bogiem błogosławionym ponad wszystko. Amen.
LAMENT BRACI ORAZ RADOŚĆ ZE STYGMATÓW. ALEGORIA SKRZYDEŁ SERAFINA
112. Zebrała się wielka rzesza ludzi, chwalących Boga i mówiących: „Chwalebny i błogosławiony Panie, Boże nasz, który nam niegodnym powierzyłeś tak drogocenny depozyt! Cześć i chwała niech Ci będzie, niewysłowiona Trójco!"
Tłumnie wyległo całe miasto Asyż. Spieszyły wszystkie okolice, aby widzieć wielkie sprawy Boże, jakie Pan majestatu okazał chwalebnie na świętym swoim słudze. Każdy śpiewał pieśń wesela, jak mu poddawała radość serca. Wszyscy błogosławili wszechmoc Zbawiciela za spełnienie ich pragnienia. Wszakże synowie, pozbawieni tak dobrego ojca, lamentowali i swoje serdeczne przywiązanie okazywali we łzach i wzdychaniach.
Ale ich smutek złagodziła niesłychana radość. Ich umysły wprawił w wielkie zdumienie nowego rodzaju cud. Szlochanie zmieniło się w kantyk, a narzekanie w radosne okrzyki. Bo nigdy nie słyszeli, ani nie czytali w pismach o tym, co stało przed ich oczyma, co z trudem można by im było wytłumaczyć, gdyby nie dowodziła tego oczywistość. Naprawdę wyraziła się w nich forma krzyża i męka niepokalanego Baranka, który zgładził grzechy świata. Wyglądał, jakby świeżo zdjęty z krzyża.
Ręce i stopy miał przebite gwoździami, a prawy bok jakby zraniony lancą.
Widzieli, jak jego ciało, przedtem czarne, teraz nabrało blasku i swoim pięknem zapowiadało nagrodę błogosławionego zmartwychwstania. Zauważyli wreszcie, że jego oblicze było jak oblicze anioła, jakby żył, a nie umarł. Inne członki stały się delikatne i giętkie, jak u niewinnego dziecka. Jego nerwy nie skurczyły się, jak bywa u zmarłych, skóra
nie stwardniała, członki nie zesztywniały, ale dawały się tu i tam układać.
113. Kiedy tak wszystkich patrzących uderzyło to dziwne piękno, a jego ciało jaśniało, z kolei dziwnym było oglądać na środku dłoni i stóp nie tylko przebicia gwoźdźmi, ale sameż gwoździe, utworzone z ciała, zachowujące czerń żelaza, a prawy bok zaczerwieniony krwią. Te znamiona męczeństwa nie wzbudzały obrzydzenia w umysłach patrzących, ale przydawały wielkiej ozdoby i wdzięku, jak zwykły czynić czarne kamyki w posadzce.
Bracia i synowie przybiegali i z płaczem całowali ręce i nogi czcigodnego ojca, co ich opuścił, a także i prawy bok, którego rana nasuwała uroczystą pamięć na Tego, który z tegoż boku właśnie wylał „krew i wodę" (J 19, 34), kiedy pojednał świat z Bogiem.
Każdy z ludu, kto został dopuszczony nie tylko do ucałowania, ale i do oglądania świętych znamion Jezusa Chrystusa, jakie święty Franciszek nosił na swym ciele, uważał to za największe dobrodziejstwo sobie wyświadczone.
Któż bowiem, widząc te znamiona, nie cieszyłby się raczej, niż płakał, a jeśliby ktoś płakał, to czyżby tego nie czynił raczej z radości, niż ze smutku? Kto miałby tak pancerne piersi, żeby się nie wzruszyć? Kto by miał tak kamienne serce, żeby nie pobudzić się do żalu, nie zapalić do miłości bożej, nie uzbroić w dobrą wolę?
Któż byłby tak tępy, tak niepoczytalny, kto by nie rozpoznał oczywistej prawdy, że święty ten, jak na ziemi był wybrany do szczególnego zadania, tak w niebie będzie wywyższony do niewymownej chwały?
ŻAŁOBA U ŚWIĘTEGO DAMIANA I UROCZYSTY POGRZEB
116. Bracia i synowie, którzy przybyli z pobliskich miast, razem z całą rzeszą ludzi pełnych radości uczestniczenia w tak uroczystym obchodzie, całą noc, w którą zmarł święty ojciec, spędzili na chwalbach bożych. Z powodu radosnego wesela i jasności świateł zdawało się, że to czuwanie aniołów. Z nastaniem ranka przyszedł tłum z miasta Asyżu razem z całym duchowieństwem. Wzięli święte ciało z miejsca, w którym zmarło, i wśród pieśni i uwielbień, przy dźwięku trąb, ponieśli je czcigodnie do miasta. Uczestnicy brali gałązki z oliwek i z innych drzew i szli uroczyście w żałobnym pochodzie. Zapalano coraz więcej świateł. Bardzo głośno śpiewano pieśni pochwalne.
Synowie nieśli ojca, trzoda szła za pasterzem, co śpieszył do "Pasterza wszystkich" (por. Ez 37,24). Doszli do miejsca, w którym on założył zakon i wspólnotę poświęconych dziewic i Ubogich Pań. Złożyli go w kościele Świętego Damiana, przy którym mieszkały wspomniane jego córki, co je zdobył dla Pana. Otwarto małe okienko, przez które służebnice Chrystusa zwykły w ustalonych porach przyjmować sakrament Ciała Pańskiego. Otwarto także trumnę, w której spoczywał skarb o niebiańskich zaletach, w której kilku niosło tego, co zwykł był dźwigać wielu.
I oto przyszła pani Klara-Jasna, która naprawdę była jasna świętością zasług, pierwszą matką dla innych, jako że była pierwszą roślinką tego świętego zakonu. Razem z nią wszystkie inne córki, ażeby zobaczyć ojca, co już nie przemówi do nich, i co już więcej do nich nie powróci, bo śpieszy gdzie indziej.
117. Patrzyły na niego z żałosnym w zdychaniem, z wielkim smutkiem serca, i zalewały się łzami. Wołały zdławionym głosem: „Ojcze, ojcze, cóż poczniemy? Dlaczego nas nieszczęsne porzucasz? Komu nas opuszczone zostawiasz? Dlaczego nas wpierw nie wysłałeś w radości tam, gdzie idziesz, lecz tu nas zostawiasz w boleści? Co każesz nam czynić, zamkniętym w tym więzieniu, skoro nigdy więcej już nas nie nawiedzisz, jak zwykł byłeś czynić za życia? Z tobą uchodzi cała nasza pociecha i podobnej pociechy nie stanie już nam, pogrzebanym dla świata! W tym wielkim ubóstwie zasług i rzeczy, kto będzie nas pocieszał? O, ojcze ubogich, miłośniku ubóstwa! Doświadczony w niezliczonych pokusach, roztropny w ich badaniu, wesprzyj nas w dobie pokuszenia! Kto w zmartwieniu pocieszy zmartwione, „wspomożycielu w uciskach, które nawiedziły nas bardzo?" (Ps 45, 2). O, pełne goryczy rozstanie, o, wrogie odejście! Okropna śmierci, co tysiące córek gubisz, pozbawiając ich ojca. Nieodwołalnie porywasz tego, poprzez którego sprawy nasze, gdzie jakie były, jak najbardziej kwitły!"
Panieńska wstydliwość nakazywała im miarkować się w płaczu, jako że byłoby nieodpowiednim za bardzo opłakiwać tego, na którego przejście zbiega się wojsko anielskie i cieszą się święci i domownicy
Boga (por. Ef 2, 19). Tak więc postawione między smutkiem a radością, całowały jego przewspaniałe dłonie, zdobne w najcenniejsze klejnoty i błyszczące perły. A po zabraniu go, zamknęła się brama. Nigdy już nie otworzy się ona dla tak wielkiej straty.
Podczas ich żałosnych i pełnych czci zawodzeń wszystkich ogarnęła wielka żałość, a zwłaszcza podniósł się lament zasmuconych synów! Ich szczególny ból udzielił się wszystkim, tak że prawie nikt nie mógł powstrzymać się od płaczu, skoro nawet „aniołowie pokoju gorzko płakali" (por. Iz 33, 7).
118. Kiedy wreszcie wszyscy przyszli do miasta, z wielką radością i entuzjazmem złożyli świątobliwe ciało w poświęconym miejscu, co na przyszłość jeszcze bardziej się uświęci. Tam to na chwałę najwyższego i wszechmocnego Boga Franciszek oświeca świat mnogością nowych cudów, tak jak dotychczas przedziwnie oświecał go świętym głoszeniem nauki ewangelicznej. Bogu dzięki. Amen.
Najświętszy i błogosławiony ojcze? Oto szedłem za tobą, oddając ci należny i godny, acz niewystarczający hołd, i jak mogłem, tak w toku opowiadania opisałem twoje czyny. Przeto daj mi nędznemu tak godnie naśladować cię w doczesności, abym za zmiłowaniem Bożym zasłużył na pójście za tobą w życiu przyszłym. O, litościwy, pamiętaj o ubogich synach, bo po stracie ciebie, który byłeś ich jedyną i szczególną pociechą, już prawie żadnej pociechy nie mają.
Chociaż ty, najważniejszy i pierwszy dział ich wszystkich, zostałeś włączony do chórów anielskich i posadzony na tronie chwały pośród Apostołów, to jednak oni, zamknięci w obskurnym więzieniu, leżą w kałuży błota i tak płaczliwie wołają do ciebie: „Ojcze, przedstaw Jezusowi Chrystusowi, Synowi Ojca najwyższego, swoje święte stygmaty, i pokaż znamiona krzyżowe boku, nóg i rąk, ażeby On raczył zmiłować się i własne rany okazać Ojcu, który zaprawdę z tego powodu zawsze będzie litościwy dla nas nędznych. Amen. Fiat! Niech się tak stanie!
O KANONIZACJI ŚWIĘTEGO OJCA NASZEGO FRANCISZKA
119. Najchwalebniejszy ojciec Franciszek, w dwadzieścia lat po swoim nawróceniu, złączywszy szczęśliwy koniec ze szczęsnym początkiem, jak najszczęśliwiej powierzył ducha niebu. Tam, uwieńczony chwałą i czcią, uzyskał miejsce „w pośrodku ognistych kamieni" (Ez 28,14). Asystuje tronowi Bóstwa, i stara się skutecznie załatwić sprawy tych, których zostawił na ziemi. Zaprawdę, czegóż można mu odmówić, skoro poprzez święte stygmaty ma na sobie wyciśnięty kształt Tego, który jest współistotny Ojcu, który „siedzi po prawicy Majestatu na wysokości, blask chwały i odbicie istoty Boga, oczyszczający z grzechów?" (por. Hbr 1, 3). Czyż nie byłby wysłuchany ten; kto będąc upodobniony do śmierci Chrystusa Jezusa we wspólnocie męki, pokazuje święte rany rąk, nóg oraz boku?
Zapewne cieszy on już cały świat, lecząc go nową radością i wszystkim pomaga do prawdziwego zbawienia. Opromienia świat jasnym światłem cudów, a blaskiem prawdziwej gwiazdy oświetla cały okrąg ziemi. Niegdyś świat żałował, że stracił jego obecność, zobaczył, że z jego zachodem zapadła otchłań ciemności. Ale oto, po wzejściu nowego światła, jak w blasku południa oświetlony błyszczącymi promieniami, czuje, że pozbył się wszelkiej ciemności. Błogosławiony Boże! Ustało już jego całe narzekanie, skoro codziennie i wszędzie obfituje w nowe zachwyty nad płynącymi od niego świętymi mocami. Ci, co zostali wsparci ojcowską opieką, przychodzą ze wschodu i zachodu, przychodzą z południa i północy; i zaświadczają, że tak jest naprawdę. Jako szczególny miłośnik dóbr niebieskich, dopóki żył w ciele, nie przyjął żadnej własności na ziemi, iżby doskonalej i radośniej posiąść dobro w całej jego pełni. Nie chciał posiadać po części, przeto posiadł w całości, i zamienił doczesność na wieczność. Wszędzie wszystkim przychodzi z pomocą, wszędzie dla wszystkich jest bliski. Zaprawdę, on, miłośnik jedności, nie traci uczestnictwa z nami.
120. Żyjąc jeszcze wpośród grzeszników, przebiegał całą ziemię i przepowiadał. Królując już z aniołami na wysokościach, łatwiej od myśli biegnie jako posłaniec najwyższego Króla i wszystkim ludom świadczy chwalebne dobrodziejstwa. Dlatego wszystkie ludy czczą go i sławią, chwalą i uwielbiają. Naprawdę, wszyscy uczestniczą tu we wspólnym dobru. Któż potrafi zliczyć ilość i kto może wyrazić jakość cudów, jakich Pan raczy wszędzie dokonywać przez jego pośrednictwo?
Ileż w samej Francji Franciszek dokonuje cudów, gdzie król i królowa Francuzów oraz wszyscy magnaci śpieszą, by ucałować i uczcić zagłówek, jakiego święty Franciszek używał w czasie choroby? Gdzie również mędrcy sławni na cały świat i mężowie najbardziej uczeni, których największą ilość na całej ziemi kształci zazwyczaj Paryż, pokornie i bardzo pobożnie czczą, podziwiają i wielbią Franciszka, człowieka bez wykształcenia, przyjaciela prawdziwej prostoty i całkowitej szczerości.
Prawdziwie był on Franciszkiem, jako że górował nad wszystkimi sercem wolnym-francum i szlachetnym. Ci, którzy doświadczyli jego wielkoduszności, wiedzą, jak we wszystkim był wolny, jak wyrozumiały, jak we wszystkim bezpieczny i odważny, z jaką mocą, z jakim zapałem ducha podeptał wszystko, co światowe.
A cóż powiem o innych częściach świata, w których za pośrednictwem jego przepasek ustępują choroby, pierzchają dolegliwości, a wielka ilość ludzi obojga płci zostaje uwolniona od swych nieszczęść, tylko za samym wezwaniem jego imienia.
121. Przy jego grobie ciągle dzieją się nowe cuda, a w miarę pomnażania się modlitw w tym miejscu czciciele upraszają chwalebne dobrodziejstwa dla duszy i ciała. Ślepym powraca wzrok, głuchym naprawia się słuch, chromi znowu chodzą; niemy mówi, sparaliżowany skacze, trędowaty jest czysty, opuchły nabywa subtelności; cierpiący na rozmaite i różne schorzenia otrzymują upragnione zdrowie. Tak to jego umarłe ciało leczy żywe ciała, jak kiedyś, gdy był żywy, wskrzeszał umarłych na duszy.
Słyszy to i rozumie Biskup Rzymski, najwyższy z wszystkich biskupów, wódz chrześcijan, pan świata, pasterz Kościoła, pomazaniec Pana, wikariusz Chrystusa. Cieszy się i raduje, entuzjazmuje się i weseli, że za swoich czasów widzi odnawianie się Kościoła Bożego przez nowa tajemnice, a starodawne cuda. A to w jego synu, którego nosił w swoim świętym łonie, tulił do serca, karmił słowem i uczył pokarmem zbawienia.
Słyszą i inni stróże Kościoła, pasterze owczarni, obrońcy wiary, przyjaciele oblubieńca, jego przyboczni, zawiasy świata, czcigodni kardynałowie. Gratulują Kościołowi, cieszą się razem z papieżem, wychwalają Zbawiciela, który w najwyższej i niewymownej mądrości, w najwyższej i nieogarnionej łasce, w najwyższej i nieoszacowanej dobroci, wybrał to, co „głupie i słabe u świata" (1 Kor 1, 27), żeby w ten sposób pociągnąć do siebie to, co mocne. Całe królestwo zrodzone z katolickiej wiary przepełnia się radością i zagłębia w świętej pociesze.
122. Ale nagle zmienia się stan rzeczy. W międzyczasie nowa sprawa wyłania się na świecie. Szybko burzy się pokój, zapala się żagiew nienawiści, wojna domowa i wewnętrzna rozdziera Kościół. Rzymianie, rodzaj buntowniczy i okrutny, jak zwykle srożą się na swoich sąsiadów i bezczelnie wyciągają ręce „po świętości" (por. 1 Mch 14, 31). Znamienity papież Grzegorz usiłuje stłumić powstałe zło, powściągnąć wściekłość, ułagodzić impet, i jak obronna wieża Chrystusa ochronić Kościół. Walą się liczne niebezpieczeństwa, rosną liczne straty, a na pozostałych obszarach świata powstaje przeciw Bogu moc grzeszników.
Cóż zatem? Jako bardzo doświadczony wymierza przyszłe wypadki, waży obecne, i zostawia Miasto buntownikom, żeby świat zachować i obronić przed buntem. Dlatego przybywa do miasta Rieti, gdzie zostaje przyjęty z honorami, jak przystoi. Stąd śpieszy do Spoleto, gdzie wszyscy witają go z szacunkiem Pozostaje tam na niewiele dni. Po zebraniu informacji o stanie Kościoła przybywa, łaskawie w towarzystwie czcigodnych kardynałów do służebnic Chrystusowych, umarłych i pogrzebanych dla świata. Ich święte zachowanie; najwyższe ubóstwo i chwalebny porządek życia, wzrusza do łez jego i wszystkich innych pobudza do pogardy świata; zapala do życia w celibacie. O, kochana pokoro, żywicielko wszystkich łask! Książę: całej ziemi, następca księcia apostołów, nawiedza ubożuchne kobiety, przychodzi do wzgardzonych, niskich i uwięzionych. Chociaż ta zniżająca się pokora jest rzeczą słuszną, to jednak taki niezwykły jej przykład nie był znany wielu po przednim stuleciom!
123. Spieszy już, śpieszy do Asyżu; gdzie spoczywa chwalebny depozyt, co odsunie zeń wszelkie cierpienie i natarczywą troskę. Na jego wjazd cieszy się cały region, miasto napełnia się entuzjazmem, wielka rzesza ludu radośnie świętuje, a dzień jaśnieje nowymi światłami. Wszyscy wychodzą na jego spotkanie i wszyscy chcą pełnić uroczystą straż. Wychodzi mu naprzeciw pobożna wspólnota ubogich braci, a każdy śpiewa miłe pieśni pomazańcowi Pańskiemu. Wikariusz Chrystusa dociera na miejsce. Najpierw schodzi do grobu świętego Franciszka, wita go żarliwie, ze czcią. Wzdycha, bije się w piersi, płacze i z wielką pobożnością chyli czcigodną głowę.
Tymczasem organizuje się uroczyste posiedzenie dotyczące świętej kanonizacji. W tym celu zwołuje się dostojne grono kardynałów. Zewsząd przychodzi wielu tych, którzy zostali uwolnieni od swych nieszczęść przez świętego Bożego, i stąd jawi się wielka ilość cudów: potwierdza się je, sprawdza, przesłuchuje, przyjmuje.
W międzyczasie naglące urzędowe sprawy, pewne nowe zagrożenia, odwołują uszczęśliwionego papieża do Perugii. Wszakże za hojną i szczególną łaską znów wraca do Asyżu, na sprawę najważniejszą. Wreszcie ponownie udaje się do Perugii, gdzie dla rozpatrzenia tej sprawy w pałacu pana papieża zbiera się święte zgromadzenie. Wszyscy są zgodni, wszyscy mówią to samo. Czytają cuda i bardzo podziwiają, w najwyższych pochwałach wynoszą życie i sposób bycia błogosławionego ojca.
124. Mówią, że "prześwięte życie tego najbardziej świętego człowieka nie potrzebuje poparcia cudami, bo przekonała nas prawda tego, cośmy sami widzieli i sami dotykali" (por. 1J 1, 1). Wszyscy są zachwyceni, cieszą się, płaczą, a w ich łzach tkwi wielkie błogosławieństwo, Już, już wyznaczają święty dzień, w którym cały świat napełni się zbawienną radością. Nadchodzi uroczysty dzień czcigodny dla całego wieku, co nie tylko na ziemię, ale i na niebieskie pokoje nieci wzniosłą radość.
Zwołują się biskupi, przybywają opaci, stawiają się prałaci Kościoła z najdalszych nawet stron, król zaszczyca swą obecnością, nadciąga wielka liczbą książąt dostojników. Wszyscy towarzyszą panu całego wiata i razem z nim we wspaniałym korowodzie wchodzą do miasta Asyżu, Przychodzą na ,miejsce przygotowane na tak uroczysty zjazd. Uszczęśliwiony papież oraz całe zebranie wspaniałych kardynałów, biskupów i opatów zajmuje miejsca.
Tam nadzwyczajna ilość księży i kleryków, tam szczęsne i święte zgromadzenie zakonników, tam skromne dziewice za świętymi zasłonami, tam olbrzymi tłum wszelkiego ludu, prawie niezliczona rzesza ludzi obojga płci. Ciągną ze wszystkich stron. Ludzie każdego wieku usiłują dostać się do tego wielkiego zgromadzenia. „Są tu mały i wielki, podległy swemu panu i wolny" (por. Job 3, 9).
125. Stoi najwyższy kapłan, oblubieniec Chrystusowego Kościoła, otoczony tak wielką ilością różnorakich dzieci, a na jego głowie korona chwały, naznaczona znakiem świętości. Stoi ozdobiony papieską tiarą; ubrany w święte szaty, spinane złotem i wysadzane drogimi kamieniami. Stoi pomazaniec Pański w złocistej wspaniałości, przyodziany w błyszczące i kształtne klejnoty. Przyciąga oczy wszystkich. Otaczają go kardynałowie i biskupi, zdobni we wspaniałe łańcuchy, lśniący śnieżno białymi szatami. Wyrażają obraz niebiańskiego piękna, przedstawiają radość uwielbionych.
Cały lud oczekuje słowa radości, słowa wesela, słowa nowego, słowa pełnego słodyczy, słowa chwały, słowa wieczystego błogosławieństwa. Najpierw przemawia do całego ludu papież Grzegorz, i z miodopłynnym uczuciem, dźwięcznym głosem wygłasza pochwałę Boga. A także w wyśmienitej mowie wychwala świętego ojca Franciszka, a wspominając i wieszcząc sposób i czystość jego życia, cały zalewa się łzami. Jego mowa ma taki początek: „Jak gwiazda zaranna pośród chmur, jak pełny księżyc we dni swoje; jak słońce jaśniejące, tak on zaświecił w świątyni Boga" (Syr 50, 6-7).
Kończy się „mowa wierna i godna wszelkiego uznania" (1Tm 1, 15), a jeden z subdiakonów pana papieża, imieniem Oktawian, bardzo głośno czyta wobec wszystkich cuda Świętego. Pan Ranieri, kardynał diakon, o wybitnie przenikliwym umyśle, sławny z pobożności i szlachetnych obyczajów, wyjaśnia je, w świętych słowach i pełen łez. Pasterz Kościoła cieszy się, a dobywając z piersi głębokie westchnienia i wybuchając szlochem, wylewa potoki łez. Także wszyscy inni prałaci Kościoła rzewnie płaczą, a strugi ich łez skrapiają im święte szaty. Wreszcie wszystek lud, ciężko zmęczony napiętym oczekiwaniem, płacze.
126. Uszczęśliwiony papież wyciąga ręce ku niebu a woła donośnym głosem: „Na cześć i chwałę wszechmogącego Boga Ojca i Syna i Ducha Świętego, chwalebnej Dziewicy Maryi, świętych Apostołów Piotra i Pawła, i na chlubę Kościoła Rzymskiego, za radą braci naszych i innych prałatów, czcząc na ziemi błogosławionego ojca Franciszka, którego Pan uwielbił w niebiesiech, postanawiamy wpisać go do katalogu Świętych i obchodzić jego święto w dniu jego śmierci."
Po tym ogłoszeniu czcigodni kardynałowie razem z panem papieżem intonują głośno Te Deum laudamus. Podnosi się wołanie licznego ludu chwalącego Boga. Ziemia rozbrzmiewa ogromnymi głosy, powietrze wibruje krzykiem radości, a grunt zrasza się łzami. Śpiewają nowe pieśni, a słudzy Boży wykonują religijne melodie. Słychać tam miłe dźwięki instrumentów i modulowany śpiew religijnych pieśni. Wionie bardzo przyjemny zapach, a radosna melodia porusza uczucia wszystkich. Dzień jaśnieje, a jeszcze bardziej barwią go iskrzące promienie. Tam zielone gałązki oliwek i świeże liście innych drzew. Tam świąteczny ubiór, co na wszystkich lśni się, błyszczy i zdobi, a błogosławieństwo pokoju uwesela serca zebranych.
Wreszcie szczęsny papież Grzegorz wstaje z wysokiego tronu i po zniżających się stopniach wchodzi do sanktuarium, aby sprawować modły i ofiary. Drżącymi ze szczęścia wargami całuje grób, zawierający święte i Bogu poświęcone ciało. Ofiaruje i zanosi modły, celebruje święte tajemnice. Koło niego wieńcem stoją bracia, sławiąc, adorując i błogosławiąc wszechmogącego Boga, który dokonał wielkich rzeczy po całej ziemi. Cały lud mnoży pochwały Boga i na cześć najwyższej Trójcy składa świętemu Franciszkowi dary sakralnych dziękczynień. Amen.
A dokonało się to w mieście Asyżu, w drugim roku pontyfikatu pana papieża Grzegorza Dziewiątego, septimo, decimo die katendarum mensis augusti (tzn. 16 lipca 1228 roku, w IX niedzielę po Zielonych Świętach).
OSTATNIE CZYNNOŚCI I ŚMIERĆ ŚWIĘTEGO
217. Gdy tak bracia gorzko płakali i biadali niepocieszeni, święty ojciec kazał sobie przynieść chleb. Pobłogosławił go i połamał, a potem podał każdemu do spożycia. Polecił także przynieść księgę Ewangelii i poprosiło przeczytanie mu Ewangelii według Jana od miejsca, które zaczyna się: „Przed świętem Paschy” (J 13,1) itd. W ten sposób przy pomniał ową najświętszą wieczerzę, którą Pan jako ostatnią odprawił ze swymi uczniami. Uczynił to wszystko dla uczczenia jej pamięci, okazując tym samym uczucie miłości, jakie miał do braci.
Te parę dni, jakie pozostały mu do śmierci, spędził na uwielbianiu Boga, zapraszając swych najmilszych towarzyszy do chwalenia Chrystusa razem z nim. Sam zaś, tak jak mógł, intonował psalm: „Głosem moim wołałem do Pana, głosem moim błagałem Pana” (Ps 141) itd. Zapraszał również wszystkie stworzenia do chwalenia Boga i zachęcał je do boskiej miłości słowami, które niegdyś był ułożył. Nawet samą śmierć, dla wszystkich straszną i znienawidzoną, zachęcał do chwalby, a wychodząc jej radośnie naprzeciw, zapraszał do siebie w gościnę. Mówił: „Pozdrowiona niech będzie siostra śmierć!”
Potem zwrócił się do lekarza: „Bracie doktorze, śmiało zapowiedz rychłą śmierć, która będzie mi bramą życia.” Do braci zaś: „Gdy zobaczycie, że już koniec ze mną, połóżcie mnie na ziemi tak, jak przedwczoraj widzieliście mnie nagiego, i pozwólcie mi tak leżeć jeszcze po skonaniu przez tak długi czas, jakiego potrzeba do spokojnego przejścia tysiąca kroków.”
Nadeszła godzina śmierci i, po wypełnieniu się na nim wszystkich Chrystusowych tajemnic, szczęśliwie uleciał do Boga.
PEWIEN BRAT WIDZI DUSZĘ ŚWIĘTEGO W CHWILI ŚMIERCI
217a. Jeden brat z jego uczniów, cieszący się niemałą sławą, widział duszę przeświętego ojca. Była jak gwiazda, mająca wielkość księżyca a jasność słońca. Uniosła się nad wielkie wody, a objęta jasnym obłoczkiem prostą drogą poszybowała do nieba.
Zebrała się wielka rzesza ludzi, którzy sławili i wychwalali imię Pańskie. Całe miasto Asyż wyległo tłumnie i zbiegła się cała okolica, żeby zobaczyć wielkie sprawy Boże, jakie Pan okazał na swoim słudze. Synowie, pozbawieni takiego ojca, rzewnie płakali i okazywali serdeczne uczucia miłości we łzach a wzdychaniach. Wszakże nadzwyczajny nowy cud przemienił lament w okrzyki wesela i żałobę w radosne uniesienie. Oglądali ciało świętego ojca ozdobione stygmatami Chrystusa, a mianowicie nie tylko ślady przebicia gwoździami pośrodku dłoni i stóp, ale sameż gwoździe utworzone z jego ciała, owszem wrośnięte w ciało, przy zachowaniu czarnego koloru, oraz prawy bok zbroczony krwią (por. 3 C 5).
Jego ciało; wpierw ż natury ciemne, rozjaśniło się dziwną białością. W ten sposób zapowiadało nagrodę błogosławionego zmartwychwstania. Wreszcie jego członki nie były sztywne, jak zwykle są u umarłych, ale stały się giętkie i miękkie, na podobieństwo ciała w wieku dziecięcym.
KANONIZACJA I PRZENIESIENIE ŚW. FRANCISZKA
220a. W imię Pana Jezusa. Amen. W roku od Wcielenia 1226, 4 października, w dniu, w którym przepowiedział, ukończywszy 20 lat, odkąd najdoskonalej przystał do Chrystusa, naśladując życie Apostołów i podążając ich śladem, Franciszek mąż apostolski strząsnął kajdany śmiertelnego życia i szczęśliwie poszedł do Chrystusa; pochowany w mieście Asyżu zajaśniał wszędzie licznymi, wielkimi i różnorakimi cudami, tak że w krótkim czasie wprawił wielką część świata w podziw dla „nowego wieku.” A gdy już w różnych krajach zajaśniał nowym blaskiem cudów i ci, co z jego dobroci radowali się uwolnieniem od swoich nieszczęść, zbiegali się zewsząd, wówczas pan papież Grzegorz, będąc w Perugii ze wszystkimi kardynałami i z innymi prałatami kościołów, wszczął przewód dotyczący jego kanonizacji. Wszyscy byli zgodni i orzekli jedna i to samo.
Czytają i zatwierdzają cuda, jakich Pan dokonał przez swego sługę, z najwyższym uniesieniem wychwalają życie błogosławionego ojca i jego sposób postępowania. Najpierw zaprasza się na tak wielką uroczystość
„książąt ziemi” (Ps 148, 11) i wielką liczbę prałatów; w oznaczonym dniu wchodzą do miasta Asyżu z niezliczoną masą ludu, z błogosławionym papieżem, żeby tam dla większego uczczenia Świętego odprawić obrzęd kanonizacji.
Wszyscy przychodzą na miejsce, przygotowane na tak uroczysty zjazd. Najpierw papież Grzegorz wygłasza kazanie do całego ludu i w miodopłynnym afekcie głosi wielkie sprawy Boże. We wspaniałej mowie wychwala świętego ojca Franciszka, a gdy wysławia czystość jego postępowania, łzy płyną mu po twarzy. Po skończeniu mowy papież Grzegorz wyciąga ręce ku niebu i wielkim głosem woła...
MODLITWA TOWARZYSZY ŚWIĘTEGO
221. Błogosławiony nasz ojcze, oto „studia prostoty,” co usiłowały jakoś wychwalić twoje znamienite czyny, a takie przedstawić ku twojej chwale przynajmniej niektóre z niezliczonych cnót, stanowiących twoją świętość. Wiemy, że nasze słowa wielce przyćmiły twój blask,; jako że były zbyt ułomne, by opowiedzieć wielkość twej doskonałości. Prosimy ciebie i czytelników o wzięcie tu pod uwagę naszego afektywnego usiłowania, ciesząc się, że szczyty cudownych obyczajów przewyższają ludzkie pióro. O znamienity wśród świętych, któż może żar twego ducha odtworzyć w sobie lub przekazać innym, i któż zdoła pojąć te niewysłowione uczucia, jakie bez przestanku płynęły od ciebie do Boga?
Ale napisaliśmy to upojeni słodkim wspomnieniem o tobie, które dopóki żyjemy usiłujemy głosić innym, choćby się jąkając. Pożywasz już z wybornej pszenicy (por. Ps 80, 17), ongiś głodujący; pijesz już ze strumienia rozkoszy (por. Ps 35, 9), aż dotąd spragniony. Wierzymy, że nie upajasz się obfitością domu Bożego do tego stopnia, abyś zapomniał o swych synach, jako że Ten, kogo pijesz, o nas pamięta.
Zatem pociągnij nas do siebie, zacny ojcze, abyśmy „biegli do wonności olejków twoich” (Pnp 1, 3). Nas, których zapewne oceniasz jako niemrawych w próżniactwie, powolnych w lenistwie, półżywych w niedbalstwie! Oto „małe stado” idzie za tobą już chwiejnym śladem; osłabiona moc widzenia chorych oczu nie wytrzymuje promieni twej doskonałości. Zwierciadło i wzorze doskonałych, odnów dni nasze, jak było na początku; nie dopuść, byśmy będąc ci równi profesją, życiem byli niepodobni do ciebie!
222. Oto już ścielimy pokorne prośby przed łaskawością wiekuistego Majestatu za naszym Ministrem, sługą Chrystusowym, następcą twojej świętej pokory i szermierzem prawdziwego ubóstwa, który sprawuje troskliwą opiekę nad twoimi owcami, kierując się słodkim afektem ze względu „na miłość twojego Chrystusa” (Rz 8, 35 i Ps 83, 10). Błagamy cię, Święty, wspieraj go i ochraniaj, aby zawsze trzymał się twoich śladów i tak osiągnął na wieki sławę i chwałę, jakiej ty dostąpiłeś.
223. Błagamy również całym sercem, najłaskawszy ojcze, za tym synem twoim, który teraz i niegdyś zbożnie napisał chwalebną o tobie opowieść. Nie zasłużył sobie na to, ale według swych sił z pietyzmem zebrał w całość to dzieło i razem z nami ofiaruje ci je i poświęca. Racz go zachować i uwolnić od wszelkiego zła, pomnóż w nim święte zasługi i za pomocą swych próśb wstawienniczych dołącz go na wieki do społeczności świętych.
224. Ojcze, pamiętaj o wszystkich swych synach, którzy będąc trapieni niebezpieczeństwami nie do rozwikłania, z dala tylko w twoje podążają ślady, co ty, o najświętszy, doskonale poznajesz. Dodaj sił, by im się oparli; oczyść ich, by jaśnieli; uraduj, by dobrze się czuli. Uproś zstąpienie na nich ducha łaski i modlitwy, potrzebnych do posiadania prawdziwej pokory, jaką ty miałeś; do zachowania ubóstwa, jakie ty uprawiałeś; do zasłużenia na taką miłość, jaką ty zawsze kochałeś Chrystusa ukrzyżowanego. Który z Ojcem i Duchem Świętym żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz