DZIEŃ PIERWSZY
Ruszyć w drogę
Chwała Boga i ciemności serca
Najwyższy, chwalebny Boże, rozjaśnij ciemności mego serca
i daj mi Panie, prawdziwą wiarę,
niezachwianą nadzieję i doskonalą miłość,
odczucie i poznanie,
abym wypełniał Twoje święte i prawdziwe posłannictwo.
Modlitwa przed Krzyżem w kościółku Świętego Damiana
Pierwszym, bez wątpienia, a więc i najstarszym z tekstów, który do nas dotrwał, jest modlitwa otwierająca duchową drogę Franciszka. Po zerwaniu (około roku 1206) ze swym dawnym światowym życiem nie wie jeszcze, w jaki konkretny sposób odpowiedzieć na apel Boga, przez którego czuje się wezwany. Błądząc w poszukiwaniu światła dla swej duszy, odkrywa w zaniedbanym kościółku krucyfiks bizantyjski, na którym rozpoznaje, już w blaskach niebiańskiej chwały, Ukrzyżowanego — swego Pana. Twarz umęczonego Chrystusa jest pogodna, o szeroko otwartych oczach, jakby będącego już
w trakcie Wniebowstąpienia. Jest to pierwszy blask wiecznej chwały przebijający się przez ciemności śmierci.
Z serca Franciszka wytryska spontaniczna modlitwa, która powtarzana, utrwalona w pamięci, zostanie później przekazana braciom. Jest to modlitwa nawróconego grzesznika, wyruszającego w drogę, aby rozpocząć nowe życie, i dotyczy każdego człowieka, który szuka. A któż takim nie jest?
Tekst jest krótki, bardzo prosty, wydawałoby się banalny. Kto się jednak przyjrzy mu bliżej, podda się jego działaniu, odkryje w nim głębię.
W centrum, podporządkowując sobie wszystko, wznosi się postać Boga, Pana, najwyższego i chwalebnego. Kiedy człowiek dopuszczony jest do wgłębiania się krok po kroku w Tajemnicę,
odkrywa najpierw emanującą z niej majestatyczną potęgę. Ona jest Bogiem: imię ogólne, mające oznaczać to, co umyka wszelkiemu zrozumieniu, wszelkiemu nazwaniu; Ona jest Panem: tym, naprzeciw którego człowiek widzi się zależnym i sługą. Najwyższy, niedostępny w swym olśniewającym dostojeństwie, siłą rzeczy jest chwalebny. Przedstawiona wyżej wizja Boga mogłaby przerażać, lecz Franciszek zwraca się do Niego z pełnym zaufaniem jak do Ojca w słowach: rozjaśnij, daj. Blask Majestatu Boskiego nie razi, nie oślepia, lecz w łagodnym świetle schodzi do ludzi, niosąc w sobie radość i pocieszenie. Ten, który nazywany jest bezimiennym Bogiem (z powodu niemożności nadania właściwego imienia), Panem, jest dobry i wspaniałomyślny dla człowieka; On może i chce nas obdarowywać tym, o co Go w naszym ubóstwie prosimy.
Naprzeciw tej niezmierzonej Chwały, którą jest sam Bóg, także pod postacią Ukrzyżowanego, znajduje się ludzkie serce spowite w ciemnościach: ciemności mego serca. Serce jest ośrodkiem człowieka, skąd wychodzą wszystkie jego pragnienia i siły, które stanowią o istocie ludzkiej osoby. To najgłębszy punkt tożsamości i prawdy o każdym z nas, jednocześnie najbardziej osobisty i najtrudniejszy do komunikowania. Jednak ów środek ciężkości naszej osoby, to co w nas najgłębsze i najbardziej nam ciąży, tkwi w ciemnościach.
Jakież są te ciemności serca? Możemy tu rozróżnić trzy współśrodkowe strefy. Pierwszą jest nieznajomość własnego prawdziwego ja, nie potrafimy bowiem uwierzyć, kim faktycznie jesteśmy w oczach Boga. A człowiek został przecież
stworzony na Jego obraz i podobieństwo i z tego tytułu nosi w sobie, zarówno w duszy jak i w ciele, nadzwyczajną wielkość (Np 5). Lecz z drugiej strony nie zna on także głębi własnej nędzy, ograniczeń wynikających z faktu, że jest tylko stworzeniem, a nie Bogiem. Nie wiedzieć kim się jest, być zaślepionym zarówno co do własnej niezmierzonej godności jak i niewyrażalnej małości — oto ciemności, którymi spowite jest ludzkie serce.
O ile pierwsza ciemność jest natury bytowej, to druga natury moralnej. W wyniku grzechu pierworodnego każde ludzkie serce jest skażone i z niego pochodzi wszelkie zło, o czym mówi Jezus: Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa... (Mk 7,21). Tę prawdę Franciszek często powtarza (l Reg 22, 7; 2 LFid 37). To, co jest w centrum osoby, serce, przypomina nieraz bagno, gdzie roi się od ciemnych żądz. Gdy człowiek się im podda, stacza się w mroki zła i grzechu.
Innego rodzaju ciemnością jest ta, kiedy człowiek nie wie, jaką drogę obrać, żeby odpowiedzieć na wezwanie Boga, które słyszy w głębi siebie. Cóż mam uczynić na zakręcie mego życia? Z pewnością nie cofnę się, nie pozostanę w miejscu, lecz w którym kierunku mam podążyć, aby zrealizować się w pełni w sobie samym i w Bogu? Ewangelia daje wskazówki, lecz ogólne, nie mówi natomiast, jakiego wyboru życiowego mam konkretnie dokonać z wielu otwierających się możliwości, z których każda wydaje się dobra, aby pójść wiernie za Chrystusem.
Jakiekolwiek by nie były ciemności, nie jestem w nich uwięziony. Nasz Pan Jezus Chrystus (2 LW 67), Światłość prawdziwa, przed którym stoję, rozprasza mroki mego serca. Zdejmuje On bielmo z mych oczu, tak że mogę się ujrzeć w prawdzie, dostrzegam, kim jestem, a to już jest pierwszym krokiem naprzód, pierwszą daną mi łaską.
Uleczony ze ślepoty, nie kręcę się już po omacku w ciemnościach, lecz ruszam w drogę i modlitwa staje się bardziej skonkretyzowana:
daj mi Panie, prawdziwą wiarę, niezachwianą nadzieją, doskonalą miłość; odczucie i poznanie.
To, o co prosi Franciszek w pięciu punktach, jest jednocześnie tradycyjne i nowatorskie. Wyszczególnienie trzech cnót teologalnych, wiary, nadziei i miłości, proponowanych już przez świętego Pawła (l Tes 1,3), umieszczonych w modlitwie liturgicznej Kościoła (16 niedziela zwykła) i które święty z Asyżu utożsamia z samym Bogiem (KLUw 6), wydaje się dość banalne. Dwa ostatnie terminy, odczucie i poznanie, dołączone do tej trójcy, budzą już większe zaciekawienie. Często jednak prześlizgujemy się po prawdach głębokich, mających nam coś nowego do powiedzenia, tylko dlatego że sprawiają wrażenie powszechnie znanych. Nie uczyńmy teraz tego błędu.
Cóż to jest faktycznie prawdziwa wiara, jeżeli nie widzenie zbawczego planu Boga, który się wypełnia we wszystkich stworzeniach i w całej ludzkiej historii, mimo zakłamania, brudu i zła, które zdają się przeważać. Przekroczyć powierzchowną rzeczywistość i odkryć we wszystkim żywą obecność osobowej Miłości, a jednocześnie wartość każdej istoty jak i jej przeznaczenie; słowem, uwierzyć, kim jest Bóg oraz jak Jego chwała i miłość do człowieka realizują się w świecie — oto, co należy rozumieć przez prawdziwą wiarę.
Tym, co sprawia, że widzimy wiarę w całym jej realizmie jest fakt nieustannego tworzenia świata, to, że świat ten jest stale niedokończony, zraniony, że zło jest zbyt mocno w nim obecne, a oczekiwanie szczęścia niepewne. Niezachwiana nadzieja, o którą prosi Franciszek, ma utwierdzić słabe ludzkie serce, że Miłość ostatecznie zwycięży zło i że cały świat, tak ludzie jak i kosmos, osiągnie pełnię życia i szczęścia, bo obietnica Chrystusa: Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! (Mt 25,34; l Reg 23,4) nie może zawieść.
Spełnienie tej radosnej obietnicy jest możliwe dzięki doskonałej miłości. Rozumie się to często w sposób zbyt ograniczony, myśląc, że chodzi tu przede wszystkim o miłość człowieka do Boga. Lecz objawieniem miłości Bożej w Nowym Te¬stamencie (Agape) jest właśnie miłość Boga do swego stworzenia manifestująca się zawsze jako pierwsza, gwałtowna, niepowstrzymana, rozprzestrzeniająca się po świecie jak ogień w lesie ku szczytowi stworzenia człowiekowi, słowem miłość — doskonała. Bo miłość doskonała nie może być letnia, zrównoważona, ona jest zawsze żarem. Prosić o miłość doskonałą to oczekiwać, że iskra Boża roznieci płomień w naszym sercu z drewna, dopiero wtedy będziemy zdolni spłonąć jak żertwa na chwałę Boga, ogrzewając w promieniach miłości innych ludzi. Źródłem zaś tej miłości jest odwieczne źródło wytryskujące z miłości w Trójcy Przenajświętszej.
Jakby te trzy dary nie wystarczały, Franciszek prosi Boga o ich uzupełnienie odczuciem i poznaniem. Jaki sens kryje się pod tymi dwoma terminami, które wydają się konieczne, aby trzy teologalne cnoty mogły w pełni się rozwinąć? Odczucie znaczy tutaj doznanie. Objawienie się Bożej miłości w świecie jest potwierdzone w słowach, w Świętych Księgach, lecz nie wystarczy tę prawdę przyjąć rozumem, trzeba jej doświadczyć w głębiach własnego bytu, w pewnym sensie dotknąć, choćby po omacku, tego, co jest przedmiotem naszej wiary i nadziei.
Lecz odczucie duchowe musi być wspomagane poznaniem, o co Franciszek prosi w swej modlitwie. Trzeba tu zaznaczyć, że gdy Franciszek mówi o modlitwie jako o ruchu serca ku Bogu, zazwyczaj wiąże serce z umysłem, który oznacza ducha w swym wymiarze intelektualnym; mówiąc prościej, światło poznania.
I tak oto pielgrzym gotowy do wyruszenia, zaopatrzony sowicie na drogę, trzyma pięć chlebów, które żebrząc, otrzymał od Pana chwały, którego miłość i wspaniałomyślność już poznał mimo otaczających go ciemności i ubóstwa. Nie wszystko jednak zostało już powiedziane. Skoro serce już odnalazło światło, skoro droga została już wyznaczona, skoro dane zostały już nowe energie: wiara, nadzieja, miłość, odczucie i jasne poznanie, pociąga to za sobą wymóg zaangażowania, działania. Lecz po co te liczne dary modlącemu się? Abym wypełnił Twoje święte i prawdziwe posłannictwo.
Dla Franciszka to posłannictwo znaczyło «odbudować Kościół», gdyż takie polecenie usłyszał w wizji z ust samego Chrystusa, choć nie od razu pojął w całej rozciągłości sens tych słów. Lecz jeśli tę modlitwę wyjmiemy z kontekstu historycznego, żeby i nam służyła, to czym będzie to święte i prawdziwe posłannictwo, które mamy wypełniać, także dzisiaj? Nie trzeba daleko szukać, wystarczy sięgnąć po największe przykazanie, nakazujące nam kochać Boga i bliźniego (Łk 12,29-31), na czym opiera się całe Prawo i Prorocy (Mt 22,40).
O wiarę, nadzieję, miłość, odczucie i poznanie trzeba zabiegać tylko po to, aby móc wypełnić ten podstawowy wymóg: z całych swych sił kochać Boga i bliźniego. To królewskie przykazanie (Jk 2,8), które obejmuje wszystko i nie mieści się w żadnych granicach (Rz 13,8) jest rzeczywiście największe i pierwsze (Mt 22,38). Dla Franciszka, jak i dla duchowości z niego wypływającej, to czynić stanowi podstawę wszelkiego zaangażowania.
To posłannictwo określone jest jako święte i prawdziwe. Ono jest święte, czyli różne od tego, co człowiek zwykle widzi i robi. Prawdziwe, ponieważ, otwierając ludzkie serce na miłość, wprowadza je w samą prawdę. Człowiek stworzony z miłości i dla miłości osiąga pełnię człowieczeństwa, dopiero wtedy, gdy pozwoli się rozpalić tym ogniem Bożym.
Osobista więc modlitwa Franciszka, zrodzona z trudnych zmagań na etapie jego nawrócenia, jest w dalszym ciągu pokrzepiającym źródłem dla każdego, kto wyrusza, aby szukać Boga i siebie samego. Otwiera ona królewską drogę miłości, wiodąca pielgrzyma we wspaniałą Bożą przygodę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz