DZIEŃ TRZECI
Radość doskonała
Pewnego dnia u Świętej Maryi Franciszek zawołał brata Leona i powiedział: „Bracie Leonie, pisz". Ten odpowiedział: "Jestem gotów». „Pisz — rzecze — czym jest prawdziwa
radość"
Przybywa posłaniec i mówi, że wszyscy profesorowie z Paryża wstąpili do
Zakonu; napisz: to nie jest prawdziwa radość, gdyby tak samo uczynili wszyscy prałaci z tamtej strony Alp, arcybiskupi i biskupi, również król Francji i Anglii; napisz: to także nie jest prawdziwa radość. Tak samo, gdyby moi bracia poszli do niewiernych i wszystkich nawrócili; gdybym miał od Boga tak wielką łaskę, że uzdrawiałbym chorych i czyniłbym wiele
cudów; mówię ci, że w tym wszystkim nie kryje się prawdziwa radość.
Ten sławny tekst znany jest przede wszystkim w swej długiej wersji umieszczonej w Kwiatkach, wersji upiększonej, tak że można zagubić jego surową naukę. Prezentujemy tutaj tekst krótszy i prostszy. Według krytyków zachował się on w swym kształcie oryginalnym, napisany pod dyktando samego Franciszka, bez literackiej nadbudowy.
Czym jest prawdziwa radość, gdzie ją znaleźć? Oto pytanie, które nie pozostaje obojętne nikomu. Radość, to głębokie ukojenie serca, promienne, ciche szczęście, jak dojść do niej? Raz jeszcze dana nam odpowiedź jest paradoksalna, kłócąca się ze zdrowym rozsądkiem. Radości nie znajdziemy tam gdzie spodziewa się ją znaleźć pierwsze, powierzchowne doświadczenie. Jej ukryte źródło zostanie objawione przez głębię doświadczenia.
Franciszek powie nam najpierw, gdzie nie można znaleźć prawdziwej radości. Na uciechach światowych nie zatrzymuje się nawet, rozprawiając się z nimi jednym zdaniem w Napomnieniu 20: Biada temu, który ma upodobanie w słowach płochych i próżnych i przez nie skłania ludzi do śmiechu. Lecz radości zrodzone z nadzwyczajnego rozszerzenia się Zakonu, były uzasadnione. Któż nie rozradowałby się na wieść, że elity XIII wieku, tak świeckie jak duchowne, odrzuciły swój przepych, swoje przywileje, aby pójść radykalną drogą ewangelicznego ubóstwa? Niezależnie od tego zresztą jak bardzo retoryczny i pełen wyobraźni wydaje się nam ten tekst, w pewnej mierze odpowiada on rzeczywistości.
Wiele znakomitości z Kościoła jak i ze świata było pod silnym wrażeniem duchowości Franciszka. Francja i Anglia, Paryż i Oksford, bardziej nawet niż Włochy, sprzyjały temu nowemu, rewolucyjnemu ruchowi. Lecz gdyby biskupi i królowie wstąpili do Zakonu żebraczego założonego przez Franciszka, to mimo dumy (dwuznacznej...) jakiej można by doświadczać, ten fakt nie dałby podstaw do radości doskonałej.
W dalszej części naszego tekstu przedstawione są sytuacje, które w sposób już bardziej oczywisty mogą rozegzaltować duszę. Pójść do niewiernych (muzułmanów) i nie wdawać się w kłótnie ani w spory, lecz być poddanym wszystkim i tylko przyznawać się do wiary chrześcijańskiej (l Reg 16) jest misją, którą Franciszek przewidział dla swych braci i tylko czekał na odpowiednią godzinę dla jej realizacji. Jeżeliby całe ludy przyjęły tak głoszoną Ewangelię, jakżeż cudowne by to było wydarzenie, jakież szczęście! lecz i to także nie byłoby radością doskonałą!
Po królach, biskupach i braciach Franciszek siebie samego ukazuje. Wyobraża sobie (lecz czy jest to tylko fantazja?), że otrzymał od Boga łaski nadzwyczajne: dar uzdrawiania i czynienia innych cudów. Człowiek tak wyróżniony przez Boga musi być z Nim w bardzo zażyłych relacjach, miałby więc solidne powody, aby się znaleźć w siódmym niebie. Franciszek temu nie przeczy, ale jak bumerang powraca stwierdzenie, podobne do poprzednich: mówię ci, że w tym wszystkim nie kryje się prawdziwa radość.
Lecz co to jest prawdziwa radość? Wracam z Perugii i późną nocą przychodzą tu, jest zima i słota, i tak zimno, że u dołu tuniki zwisają zmarznięte sople i ranią wciąż nogi, i krew płynie z tych ran.
I cały zabłocony, zziębnięty i zlodowaciały przychodzę do bramy; i gdy długo pukałem i wołałem, przyszedł brat i pyta: „Kto jest?" Odpowiadam: „Brat Franciszek". A ten mówi: „Wynoś się; to nie jest pora stosowna do chodzenia; nie wejdziesz".
A gdy ja znowu nalegam, odpowiada:„Wynoś się, ty jesteś człowiekiem prostym i niewykształconym. Jesteś teraz zupełnie zbyteczny. Jest nas tylu i lepszych od ciebie, że ty nie jesteś już nam potrzebny.
A ja znowu staję przy bramie i mówię: "Na miłość Bożą przyjmijcie mnie na tę noc". A on odpowiada: „Nic z tego. Idź do przytułku dla trędowatych i tam proś".
Powiadam ci:
jeśli zachowam cierpliwość
i nie rozgniewam się,
to znajdę w tym prawdziwą radość,
prawdziwą cnotę
i zbawienie duszy.
Odpowiedź, na nieznużenie powracające pytanie: czym jest prawdziwa radość?, z wielkim artyzmem zawieszana, udzielana jest nam stopniowo. W pierwszej części tekstu przedstawione są pozytywne racje do radości, jak rozrost Zakonu, sukcesy misjonarskie, osobiste charyzmaty, lecz tylko po to, aby je odrzucić. Teraz, gdynwreszcie mają być wyjawione powody do prawdziwej radości, paradoksalnie widzimy scenę wręcz odpychającą.
Tłem do radości doskonałej, prawdziwej cnoty i zbawienia duszy jest więc noc, zimno, słota i, żeby dopełnić miary cierpienia, krew płynąca z ran. W tej ponurej scenerii ktoś u kresu sil wędruje w poszukiwaniu gościnnego dachu. Przedstawiony obraz symbolizuje los człowieka, zagubionego w ciemnościach, pozbawionego ciepła miłości, samotnego sierotę w pogoni za radością.
Wierzy, że wreszcie dotarł do zbawczego domu, tam w środku mieszkają przecież bracia, znający go po imieniu. Zabłocony, przemarznięty z ufnością puka do drzwi. Gdyż tym, co wyzwala człowieka z samotności, wyprowadza z nocy w jasność dnia, jest braterskie przyjęcie, macierzyńskie, żeby użyć wyrażenia Franciszka, jakie ludzie sobie świadczą. Lecz tutaj przedstawienie się imienne podróżnika ani powinność gościnności nie otwierają zaryglowanej bramy. Pierwszą odmowę uzasadniono pretekstem, iż jest zbyt późno i o tej porze nie wpuszcza się już nikogo. Lecz za takim wytłumaczeniem kryje się prawda nieskończenie okrutniejsza: w gruncie rzeczy nie jesteś nam potrzebny, jesteśmy liczni i wykształceni, a ty jesteś nieokrzesanym prostakiem, bez żadnej kultury, jeszcze wstyd byś nam przyniósł. Precz!
Jednak żebrak przed progiem nie ustępuje. Odwołuje się, według swego zwyczaju, do tego, co dla niego jest najświętsze i — sądzi — dla braci również: Na miłość Bożą — woła — przyjmijcie mnie na tę jedną noc! Ta żarliwa prośba zrodzona w środku posępnej nocy nie przebija się do kamiennych serc. Odmowa gościny jest definitywna. Żeby się usprawiedliwić we własnych oczach, bracia wysyłają go do przytułku dla trędowatych. Dla nich on jest już trędowatym, nie bratem.
Dotykamy tu dna ubóstwa i samotności. Sytuacja jest tragiczna. Wysiłki czynione, aby nawiązać ludzki kontakt z braćmi, nie przyniosły żadnych efektów. Cóż teraz począć? Gdzie znaleźć prawdziwą radość? Czy można jeszcze jej szukać, gdy wszystko zdaje się pogrążać w beznadziei i rozpaczy?
Powiadam ci:
jeśli zachowam cierpliwość
i nie rozgniewam się,
to znajdę w tym prawdziwą radość,
prawdziwą cnotą
i zbawienie duszy.
Prawdziwa radość, prawdziwa cnota, a nawet zbawienie duszy polegałoby zatem na zachowaniu cierpliwości, na pozostaniu niewzruszonym w najtrudniejszych okolicznościach. Nauka, wydawałoby się, stoicka: człowiek, który umiałby trwać w spokoju ducha całą noc o chłodzie i głodzie, odrzucony przez swych braci, mógłby się czuć dumny ze swej wewnętrznej mocy i stąd czerpać radość. Ale to nie takie jest doświadczenie Franciszka.
To nie odwaga znoszenia bolesnych prób wyzwala prawdziwą radość w sercu człowieka.
W takim wypadku byłoby to tylko opieranie się na sobie, na swojej sile charakteru i niezłomnej woli, a to Franciszek zdecydowanie odrzuca. Trudne doświadczenie ukazuje co tkwi tak naprawdę w człowieku. Ten, który jest zakorzeniony w Bogu, zjednoczony z Miłością, ma zawsze głęboką, prawdziwą radość w sercu, której nie są zdolne zburzyć najcięższe próby. Bity, poniewierany może płakać, krzyczeć, skarżyć się, ale w głębi siebie odczuwać będzie iskrę Bożego pokoju, która w miarę znoszonych przeciwności rozpłomieni się niebiańską radością i ogarnie całego człowieka. Radość nie rodzi się w następstwie zniesienia bohatersko cierpień, lecz to radość, obecna już w duszy, pozwala znieść te cierpienia. Pośród wszystkich udręk, jakie nas spotykają na tym świecie, dla miłości Pana naszego Jezusa Chrystusa zachowujemy pokój duszy a nawet ciała (Np 15).
Ten, który już czytał, zbyt szybko może, sławny traktat o radości doskonałej, upajając się jego poetycką wymową, teraz jest z pewnością zaskoczony. Gdyż prawdziwa radość, głęboka i niewzruszona, znajduje, jeżeli nie swe źródło, to przynajmniej swe rozwinięcie na glebie cierpienia.
Prawdziwa radość, prawdziwa cnota i zbawienie duszy są udziałem tylko tych, którzy poszli za Panem w ucisku i prześladowaniu, w upokorzeniu i głodzie, w chorobie i doświadczeniu, i we wszystkich innych trudnościach (Np 6). Jest to twarda i jednocześnie wspaniała lekcja, którą nam daje Franciszek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz