Duchowa marszruta
Dojść aż do Najwyższego
Wszechmogący, wiekuisty, sprawiedliwy
i miłosierny Boże, daj nam nędznym czynić dla Ciebie to,
o czym wiemy, że tego chcesz
i chcieć zawsze tego, co się Tobie podoba,
abyśmy wewnętrznie oczyszczeni,
wewnętrznie oświeceni i rozpaleni ogniem
Ducha Świętego
mogli iść śladami umiłowanego Syna Twego,
Pana naszego Jezusa Chrystusa
i dojść do Ciebie, Najwyższy, jedynie dzięki
Twej łasce,
który żyjesz i królujesz,
i odbierasz hołd w doskonałej Trójcy i prostej
Jedności,
Bóg wszechmogący przez wszystkie wieki
wieków.
List do Zakonu (50-52)
W ostatnich latach życia (około roku 1224) Franciszek rozmyśla o duchowej drodze, którą przeszedł. Swych doświadczeń nie wyraża jednak w sposób teoretyczny, lecz ujmuje je w formie modlitwy w stylu liturgicznym, którą kieruje do wszystkich braci.
Liczne imiona dane Bogu mają wyrazić Jego wielkość: wszechmogący, najwyższy, wiekuisty, oraz Jego stosunek do ludzi: sprawiedliwy, miłosierny. Obecność Boga nigdy nie pozostaje neutralna wobec świata: Jego tajemnica objawia się najpierw człowiekowi poprzez swą potęgę, przekraczającą wszystko co ziemskie, co można sobie wyobrazić i pomyśleć. Równocześnie z tą transcendencją, którą Franciszek zawsze stawia na pierwszym miejscu, ukazuje się Jego stosunek do ludzi: jest on Bogiem, który widzi wnętrze człowieka, rozróżnia w nim dobro oraz zło, ponieważ jest sprawiedliwy. I kiedy odkrywa kruchość, nieudolność i nędzę, które charakteryzują ludzką istotę, z Jego zatroskanego serca wypływa czułość, miłosierna litość. Franciszek zachęcony tym obliczem boskiej tajemnicy penetruje dalej niezgłębione bogactwa Boga. Bóg nie jest istotą zamkniętą, zakrzepniętą w swej samowystarczalności: są rzeczy których chce, które Mu się podobają. A chce On przede wszystkim obdarzać człowieka, dlatego Franciszek, w imieniu wszystkich ludzi, może zwracać się do Niego w słowach: daj nam. Żeby uzupełnić nasze wyobrażenie o Bogu, zatrzymajmy się jeszcze na dwóch wyrażeniach z końca tekstu: który żyjesz i królujesz. Bóg jest tryskającym życiem, nieustanną, nieprzewidywalną nowością i króluje On nie jak despotyczny władca, ale jak promienny dawca bezkresnej szczęśliwości.
Modlitwa skierowana jest nie do Boga samego w sobie, ale do Boga objawionego, Ojca Jezusa Chrystusa. Obecny jest także Duch Święty. Mamy więc tu, w krótkim tekście, globalną tajemnicę Boga żywego. Dwa wyrażenia, zaczerpnięte z liturgii, przyciągają uwagę: doskonała Trójca i prosta Jedność. Można by przejść nad tym, nie widząc nic innego, jak powtórzenie stereotypowych formuł. Lecz gdy się próbuje zgłębić ich sens, który nie uciekł Franciszkowi — zawsze w jego tekstach słowo Trójca występuje ze swym przeciwieństwem: Jedność — jest się zdumionym jego niezwykłą intuicją teologiczną. Wyrażenie Trójca doskonała wskazuje na odmienność, rzeczywistą różnicę istniejącą między osobami w boskiej komunii. Każdy jest sobą, odrębny, inny, lecz wewnątrz prostej Jedności. Odmienność i jedność, w świecie ludzkim stojące w opozycji do siebie, zlewają się w cudownej harmonii w Bogu Trynitarnym. Bycie innym i bycie tym samym nie wykluczają się ani nie neutralizują. Trójca Święta stanowi dla ludzi wzorzec, na którym powinni budować relacje między sobą.
I oto naprzeciw tej wspaniałej pełni pojawia się liche stworzenie, oznaczone jedynym słowem: nędzny. Wydaje się, że to słowo ma za zadanie przyciągnąć ku niemu miłosierne spojrzenie Pana. Gdyż człowiek, jakkolwiek stworzenie nędzne, dzięki Jego łasce może dokonać rzeczy wspaniałych. On może wiedzieć to, czego Bóg od niego chce, może odkryć własne powołanie. Może także chcieć, gorącym sercem i skutecznymi decyzjami, tego, co Bogu się podoba, tak jak Jezus, który zawsze czynił to, co się Ojcu podoba (J 8,29). On może zwłaszcza czynić, wypełnić konkretnie poznaną wolę Boga. Więcej jeszcze, człowiek, gdy podda się działaniu Ducha, zdolny jest iść śladami Chrystusa i dojść do celu ostatecznego, do spotkania z Ojcem w Jego tajemnicy trynitarnej pełni życia i chwały. Nędzny człowiek nie jest skazany na swoją nędzę; Bóg go wzywa do wysokich celów, wyznacza mu drogę i daje środki do jej realizacji.
Franciszek rozróżnia dwie strony ludzkiej postawy: czynną i bierną. Zakłada, że człowiek zna, czy przynajmniej może poznać wolę Boga; że jest w stanie zachwycić się tym, co się Bogu podoba, a w szczególności przejść do realnych działań. Lecz to nie wystarcza. Samym ludzkim wysiłkiem nie sposób osiągnąć celu ostatecznego. Trzeba wejść na drogę, gdzie inicjatywę przejmie Duch Święty, trzeba przyjąć postawę bierną:
abyśmy wewnętrznie oczyszczeni,
wewnętrznie oświeceni
i rozpaleni ogniem Ducha świętego...
Oczyścić serce ludzkie, oświecić i rozpalić ogniem miłości może tylko Duch Święty, sam człowiek, swym duchowym wysiłkiem, niczego tu nie uczyni. Ta potrójna transformacja (oczyszczenie, oświecenie i zjednoczenie) możliwa jest tylko wtedy, gdy się jej poddamy, gdy się poddamy ciszy, samotności i modlitwie. Ludzka aktywność musi ustąpić miejsca boskiej energii, która jako jedyna zdolna jest rozpłomienić miłością serce człowieka.
Powoli zaczynamy rozumieć, co znaczą niezbyt jasne słowa: daj nam nędznym czynić dla Ciebie to, o czym wiemy, że tego chcesz. Ojciec z całą pewnością chce, aby człowiek został dogłębnie przemieniony przez swego Świętego Ducha, tylko bowiem wtedy będzie on zdolny pójść śladami Jezusa Chrystusa, swojego Syna. Pójść śladami Chrystusa, jak tego wymaga św. Piotr w swym pierwszym liście (2,21), którego Franciszek wielokrotnie cytuje, nie znaczy odtwarzać w czynach i gestach ludzką historię Jezusa, jakby się przebywało w Jego fizycznej obecności, ale wejść w tajemnicę Jego życia, Jego śmierci i chwały. Przyjąć w pokorze, tak jak On, sprzeczności i cierpienia ludzkiego losu.
Kroczenie śladami Chrystusa nie jest jednak celem, ale środkiem. Cel ostateczny człowieka wyrażony jest w trzech słowach:
dojść do Ciebie.
Zwieńczeniem drogi jest spotkanie człowieka z Bogiem. Podążamy śladami Syna, razem z Nim, a także z ogniem Pocieszyciela w sercu, który krok po kroku przemienia nas od wewnątrz. Pewnego dnia — kiedyż? — dotrzemy na szczyt i zobaczymy Boga twarzą w twarz, Tego, dla którego zostaliśmy stworzeni, Tego, którego nigdy nie przestaliśmy szukać, choćby po niewiarygodnie okrężnych ścieżkach. On jest Ojcem, ku któremu popychał nas Duch i prowadził Syn, On jest Najwyższym. Idziemy tam, jako przyjaciele, aby uczestniczyć w Jego życiu, królowaniu i chwale. To ojcowskie zaproszenie nie wywołuje jednak u Franciszka zbyt wielkiej poufałości: Bóg dla niego jest zawsze Najwyższy (w stosunku do człowieka) i wszechmogący.
Wszystkie owe zachwycające perspektywy ujęte zostały przez Franciszka w tekście złożonym z jednego zdania brzmiącego jak modlitwa. Aspekt modlitewny da się także zauważyć dzięki naciskowi położonemu na prośbę. Dla uwierzytelnienia swej prośby, dla jej wysłuchania, mimo wspomnienia ludzkiej nędzy, odnosi ją przecież do samego Boga: przez Ciebie. Albowiem Bóg jest Bogiem, albowiem jego najgłębszy byt nie jest skoncentrowany na sobie samym, lecz otwarty, skierowany na człowieka. Z tego powodu, przy każdej modlitwie można odwoływać się do tej głębi, do miłości, jaką ma do człowieka.
Stawiając człowiekowi wysokie wymagania, a więc uznając, że jest on zdolny im podołać, Franciszek, wraz ze świętym Pawłem i z całą tradycją chrześcijańską, wie doskonale, że wszystko jest w ręku Boga i od Niego tylko zależy. Jeżeli nie twierdzi, że zbawiamy się przez wiarę tylko, i jest to bardziej jeszcze radykalne, powie: jedynie dzięki Twej łasce czy w innym miejscu: tylko z twojego miłosierdzia (l Reg 23,8). Żeby być uniesiony w falach Bożej miłości, trzeba się w nie rzucić, ale one nie przestają wypływać z samego serca Trójcy dla zbawienia świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz